Historia z Pamiętnika osoby prowadzącej Rodzinny Dom Dziecka w Warszawie.
„Jasia przywiozła policja. W nocy. Przed świętami Bożego Narodzenia. Przerażonego, brudnego, wygłodzonego... Miał prawie trzy lata. Ciągły dylemat przy starszych dzieciach, co najpierw: myć, karmić, tulić … Tulić się nie chce, bo nie ma mamy i taty. Jest obca ciocia i wujek. I strach... Łazienki się boi. A może wanny? Może wody? Jeść też nie chce. Zna tylko mleko. I parówki.Czas mija. Oswajamy się. Nowe twarze, nowe miejsce, nowe życie. Matka chora, ale leczy się. Jakoś tam się stara. Nawet zaczęła pojawiać się w życiu Jasia. Patrzy na świat trzeźwym okiem. Inne spojrzenie, inne emocje. Okazuje się, że dziecko to nie tylko problem, kłopot, kula u nogi. Dziecko to radość, uśmiech. Dziecko to miłość. Rok walki. W końcu Jaś wraca do mamy. Będzie już dobrze. Już tylko dobrze... Krzysia przywiozła policja. Wieczorem. Przerażonego, brudnego, wygłodzonego... Jest maleńki. Ma miesiąc. Nie boi się wanny, wody. Okazuje się, że uwielbia się kąpać. Brud odpada. Małe ranki, odparzenia da się zaleczyć łagodnym kremem. Je chętnie, trochę łapczywie. Zasypia. Śpi w końcu spokojnie. Długo. Sprawdzam dokumenty. Zabrany interwencyjnie od matki. Z domu. Matka pijana. Sama z dzieckiem. W domu syf. Tylko wódka i jakieś resztki pizzy. No tak, były święta, Sylwester. Na komisariacie „wydmuchała” 3 promile. Nazwisko, adres... Zaraz, zaraz... Nie wierzę ...Krzyś to brat Jasia …”.